Pewnie przeżyliście to przynajmniej raz. Zebranie. Spotkanie zespołu i dyskusja na temat nowych strategii w sprzedaży lub innowacyjnego podejścia do pracy z klientami. Siedzicie i kombinujecie. Wymyślacie przeróżne sposoby. Ciężka, umysłowa praca.
Jeżeli grupa jest wystarczająco liczna, to wtedy przeważnie pojawia się ona. Ta jedna osoba, która w pewnym momencie zabierze głos i powie: Nie, no słuchajcie… Bądźmy rozsądni.
Wszyscy wtedy milkną i ze zrozumieniem kiwają głowami. No tak, to oczywiste. Takie życiowe i mądre. Trzeba być rozsądnym.
Nie możemy tak zrobić. Co powiedzą klienci?!
To byłaby głupota! Jak zareaguje rynek?
A konkurencja?! Przecież konkurencja nas wyśmieje!
Lepiej to odpuśćmy. Róbmy to, co do tej pory. Postępujmy zgodnie z utartymi metodami i zasadami. Rutynowo.
Ile pomysłów w ten sposób umarło? Jak często rezygnowaliście ze strachu, że klient odpowie lub zachowa się w sposób, który od razu założyliście sobie w głowie (najczęściej negatywny) – obrazi się, zbeszta, wygoni za drzwi, zakończy spotkanie, zrezygnuje ze współpracy? Czy aby na pewno jest to najgorszy z możliwych scenariuszy? Takie obawy to normalna sytuacja. Były, są i będą. Nie mogą jednak powstrzymać was przed rozwojem.
Dobra wiadomość jest taka, że naprawdę rzadko, ale to NAPRAWDĘ RZADKO dzieje się tak, że klient wygania sprzedawcę za drzwi. To są ekstremalne sytuacje. Policzcie, z ręką na sercu, ile takich mieliście w swojej karierze. Zgodzicie się, że to jakieś ułamki procenta? To niemalże ginący gatunek. Może, więc powinien być chroniony i pielęgnowany. Cieszcie się, gdy spotkacie takiego klienta. Celebrujcie. Świętujcie. Idźcie z tej okazji na uroczystą kolację.
UWAGA! Gdyby jednak było tak, że miewasz regularne spięcia z trudnymi klientami, to prawdopodobnie nie klienci są trudni. Jeśli wiesz o czym ja mówię…
Dobra, ale nie o tym chciałem.
Jest też zła wiadomość związana ze wspomnianymi obawami. Podejście typu „bądźmy rozsądni” powoduje, że zaczynacie na powrót robić to samo, co wszyscy dookoła. Znowu stapiacie się z masą innych sprzedawców, firm i ofert. Rutyna. Klient nie widzi różnicy. A jeżeli nie widzi różnicy, to po co przepłacać… Dalej już wiecie co się dzieje. Zaczynacie bić się o tytuł mistrza świata w konkurencji: kto niżej spuści spodnie?
Pamiętajcie. Wygrywają ci, którzy mają odwagę zrobić coś nowego, zaryzykować, przetestować nowe podejście, wyjść ze swojej strefy komfortu. Świat pełen jest zdroworozsądkowych średniaków niezadowolonych ze swojej pracy.
Zaszalejcie. Get Mad!
Witam.
cholerka, temat tak oczywisty, że jak tu być oryginalnym?
Guru gada, klient gada,”wyróżnij się, bo zdechniesz”, a ja swoje, „ale, mnie zjedzą” i chocholi taniec!
No pewnie, że zdechnę, tak, czy siak. Co robić?
Jak tam gdzieś mówili: „maszeruj, albo……”
Jeżeli nawet z desperacji, lęku i strachu o byt, bliskich i inne ważne sprawy muszę podjąć wyzwanie, to o ile łatwiej i z mniejszym wysiłkiem będę się mierzył ze swą odwagą, lub jej brakiem, gdy zobaczę, że sprzedaż daje mi radość po pierwszym i kolejnym zwycięstwie.
Jak to robić bez szajby, skoro świat jest szajbnięty.
A niech tam, mogę brać cięgi za wpis.
Jest tam kto????
Pozdrawiam
Janusz
Janusz, nic nie rozumiem z tego co piszesz…
:)
Bez pozytywnej szajby i radości z tego co się robi, zawsze skończy się na odwalaniu pańszczyzny, męczeniu się i średniactwie… Do tego właśnie prowadzi też zbytnie zasłanianie się zdrowym rozsądkiem.
Chociaż jak tak sobie myślę, to szajba brzmi już niebezpiecznie :):)
Witam serdecznie.
Taaak…strefa komfortu jest jak czarna dziura w kosmosie. Trudno się z niej wydostać. Dlaczego?
Bo jesteśmy leniwi, opieszali, bojaźliwi i zbyt poważnie traktujemy siebie! Oto dlaczego na świecie aż roi się od średniaków!
Nie chce nam się wymyślać w życiu, jakby myślenie bolało. Boimy się porażek, bo to przecież katastrofa! Zapominamy jednak, że im więcej katastrof, tym bliżej do zwycięstwa. W życiu handlowca tak już jest, że każdy ma do odebrania swoją ilość „Nie” i porażek, a wszystko po to, by po jakimś czasie (jeśli wytrwa ten potwornie trudny czas) powiedzieć sobie: „Dałam/Dałem radę! Teraz jestem zupełnie w innym miejscu!” (Chodzi o pozycję w danej firmie, branży. I wcale nie mam tu na myśli „stołka” lecz satysfakcję i ogrom korzyści z wdrożonego rozwoju osobistego i zawodowego.)
Janusz wspomniał o „szajbniętym” świecie. Zależy jak na to patrzeć… Jeśli chodzi o szeroko pojęty rynek nowości w handlu uważam, że świat jest mało „szajbnięty”.
Zaraz ktoś zaoponuje: Jak to?! Od nowych technologii aż się roi! Człowiek nie potrafi za tym nadążyć! Ja odpowiadam: OK, to prawda. Jednak nawet najlepsze technologie, rozwiązania i usługi to nic, jeśli nie potrafi się tego sprzedać. A sprzedać się nie potrafi, bo się jest mało „szajbniętym” handlowcem. Absolutnie nie zachęcam do wyrabiania „żółtych papierów” =D
Bardziej chodzi o to, byśmy przestali kreować się na wypacykowanych sztywniaków. Lubimy takich? Nieee!!! Są nudni, przemądrzali, sztywni. Po co robić z siebie kogoś, kogo sami nie lubimy? Lubimy zaszaleć, powariować, trochę wyluzować choćby sporadycznie. Zwracamy uwagę na inność i zazdrościmy tym, którzy się na nią zdobywają. Przestańmy zazdrościć! Niech zaczną to robić inni.
A może jesteśmy już u kresu naszych najlepszych możliwości i nic więcej nie da się już z nas wykrzesać……?
No cóż… rozpisałam się, więc kończę.
Pozdrawiam wszystkich szjbniętych handlowców ;p
Aniu,
mój wpis, tego dotyczy o czym piszesz.
Może nieco zamieszania zrobiło słówko „szajba”.
Rozumiem je jako próba krzesania z samego siebie i otaczającego mnie świata tej energii, która pcha ludzi do czerpania z nowych technologi, sposobów, systemów, aby komunikować z innymi wychodząc ze schematów.
Pzdr.
Ania,
zajebisty komentarz! Super! :)
Dokładnie o to chodzi.
A może właśnie zacząć rozdawać wszystkim sprzedawcom żółte papiery – tak od razu, na start.
Jak już masz takie papiery, to łatwiej wyluzować, bo i tak już jesteś wariatem.
Chyba zamówię sobie żółte wizytówki z napisem na odwrocie: ŻÓŁTE PAPIERY :):)
Dzięki Ania!
Panie Guru, w hurcie będzie taniej,
kurcze, właśnie sprzedałeś mi wizytówki.
Bardzo fajne podjeście, ale co zrobić kiedy zdrowy rozsądek i doświadczenie osób będących ponad Tobą ciągle atakują świeźe i niekonwencjonalne podejście? Kiedy starając się zrobić coś zupełnie z innej perspektywy, otrzymujesz żółty kartonik, jako ten, który i tak nie ma szans, bo jest za mały, za mało widział i za mało wie. I nie mówię o przełamywaniu zaufania tych osób bo w końcu zaufanie ich zdobyłem, ale prób wprowadzenia nowych środku spotyka się z wielką ścianą. I nie mogę sobie odmówić chęci włożenia na swoje barki ogromnej odpowiedzialności i położenia na szali dużych środków finansowych i nietylko. Bo w końcu w trudnych czasach, trzeba zdwoić swoje wysiłki żeby osiągnać porządane efekty. A do tego termin wypisany na początku kariery GONI. Do stycznia 2023 rok chcę być najlepszy w tym co sprzedaje, ale jeśli ktoś stawia takie przeszkody… Może czas na zmiany ?
Jakub,
trochę późna moja odpowiedź, ale mam nadzieję, że jeszcze tu zaglądasz…
Pamiętaj, że osoby, które patrzą z innej perspektywy, próbują wprowadzać jakieś ulepszenia, są kreatywne itp., zawsze będą spotykać opór otoczenia. Trzeba się po prostu do tego przyzwyczaić i robić swoje. Ludzie, którzy osiągają sukcesy, charakteryzują się odwagą i determinacją do osiągnięcia wyniku. Widzę, że cel już masz. To dobrze. Teraz tylko pozostaje aktywność i konsekwencja, które pomogą Ci go zrealizować.
Jeszcze tylko jedna rzecz – 2023 jeszcze daleko. Rozbij sobie swój cel bycia najlepszym na jakieś krótsze, mniejsze etapy. Chodzi o to, żebyś miał pewne „kamienie milowe” po których będziesz wiedział, że idziesz w dobrym kierunku.
Trzymam kciuki i pozdrawiam.
Pamiętaj, nie daj się zniechęcić! :)
Piszesz o byciu nierozsądnym, kreatywnym, twórczym – ja to kupuję. Jestem właśnie taka nierozważna i odstaję. Jest mi na tym poboczu (barwnym, ciekawym, podniecającym, ale wciąż poboczu) dobrze, ale nie każdy dałby tutaj radę. Dlatego nie każdy jest fighterem, nie każdy zdobędzie świat, nie każdy wytrzyma powiew wiatru w twarz, kiedy zaczyna odstawać z tłumu i ten wiatr go zawiewa. Trochę metaforycznie, ale tak to czuję.
Druga strona medalu to bycie takim odstającym w hermetycznej firmie, pełnej słabych przyzwyczajeń, prawd oczywistych, nieproduktywnych nawyków i leniwych managerów. To też rzeczywistość wielu z nas, nie każdy prowadzi własny biznes i pozyskuje klientów dla samego siebie, wielu robi to dla kogoś, dla szefa, dla realizacji celów spółki itede. Tutaj trudniej być tym nierównającym do szeregu. Da się, ale to ciągła psychiczna walka. Może masz jakieś wskazówki / refleksje dla tych drugich? Ciekawa jestem jak to widzisz, ponieważ masz ciekawe spojrzenie na wiele tematów, o których tutaj piszesz.
Pozdrawiam ciepło, będę tu na pewno wracać :-) Kasia
No tak, trudna sytuacja. Tym bardziej, że wiele takich firm pisze w ogłoszeniach o pracę, że poszukują kreatywnych, innowacyjnych, otwartych, z pozytywną energią…
Potem przychodzą takie osoby i po pewnym czasie zauważają, że to są ostatnie rzeczy, których się od nich oczekuje.
Co dalej?
Oczywiście można walczyć i próbować coś zmienić. Jeżeli zadziała to OK, jeżeli jednak walnę głową w mur, to będzie boleć i mogę nie wytrzymać zbyt długo.
W związku z tym warto zadać sobie pytanie:
Na co się zgadzam i co jest dla mnie ważniejsze?
Jeżeli ważniejsza jest bezpieczna posada, regularna pensja, służbowy samochód i cały pakiet socjalny, to cóż… Pozostaje chyba przyjąć obowiązujące zasady gry i dostosować się. W końcu to nie moja gra. Jestem elementem jakiejś większej układanki i mam pasować.
Jeśli jednak ważniejsze są inne rzeczy… No to chyba odpowiedź jest prosta :)
Grunt to zadać sobie pytanie i rzetelnie na nie odpowiedzieć. Nawet jeżeli zmiany nie nastąpią od razu, to przynajmniej uzyskamy świadomość co do naszych priorytetów.
tak dawno nie czytałam a tu takie fajne rzeczy. W końcu ktoś pomyślał o protetykach słuchu. Nasza inwencja, kreatywność, pomysłowość, chęć wykazania się nie zna granic, no i w końcu ta upagniona sprzedaż „yessssssssssssssss” cóż za radość to tak smakuje sukces. Bez orobiny szaleństwa a nawt obłędu w tym zawodzie nie można by było pracować, dla każdego klienta trzeba pokazać inną twarz, poznać bezbłędnie potrzeby i właściwie sprzedac coś czego właściwie nikt nie chcaiałby mieć.Robię to od niedawna, zaraz to już tyle lat mineło, ale nigdy żadna sprzedaż nie jest taka sama niektóre do końca życia pozostają w pamięci.Mam to szczęście że moia firma rozumie to icałkowicie popiera twórczość własną i daje nam w tym zakresie dużo swobody.Teraz muszę jak za każdym raze wtrazić autorowi „mistrzowi” wdzięczność za zachęcenie mnie do podjęcia tego wyzwania bez tego nie było by efektu ”wow” i enter na fakturze, pozdrawiam przy okazji koleżanki i kolegów w branży.
Grażyna – tylko, żeby nie było potem na mnie, że zachęcam do obłędu i szaleństwa :)
Pozdrawiam,
Artur