Tak już trochę weekendowo, bo przecież piątek dzisiaj. Wspaniała jesienna pogoda, słonecznie, ciepło. Popadłem, więc w jakiś taki poetycki nastrój?
Czasami sprzedawcy opowiadają mi o swoim wielkim zaskoczeniu, kiedy nagle sprzedadzą coś do klienta, którego z góry skreślili – bo się nie nadawał, bo nie miał pieniędzy, bo był głupi itp. A tutaj nagle BUM! Kontrakt. Klient przychodzi i mówi, że chce kupić. Konsternacja, zaskoczenie no i oczywiście radość? Dla tych wszystkich, którzy przeżyli takie doświadczenie mam weekendowe haiku:
klient bywa jak złodziej
przychodzi wtedy,
gdy sprzedawca śpi
Be prepared? :)
spij czujnie ;-)
tak też czynię…
najmniejszy szmer mnie budzi… :)
Witaj
Stoję po tej drugiej stronie mocy, czyli jestem klientem i mam taką zasadę, że kupuję kiedy ja chcę a nie kiedy chce tego sprzedawca. Moim zdaniem sprzedawcom brakuje często polotu i mają kiepskie umiejętności definiowania pojęc.
pozdrawiam
Hmmm… czasami okazuje się, że druga strona mocy (czy czegokolwiek) jest tą samą stroną, chociaż nie twierdzę, że zawsze tak jest… :)
Ciekawe spostrzeżenie z tym definiowaniem pojęć. A o jakie pojęcia chodzi?